sobota, 27 października 2012

Lista "Sukcesów i wdzięczności"


„Spinning, weaving 'round each new experience.
Recognize this as a holy gift and celebrate this
chance to be alive and breathing,
a chance to be alive and breathing.”

Tool "Parabola"


Dziś będzie o wdzięczności. Wdzięczny jestem za ten dzień, kiedy mam w końcu chwilę na to aby napisać tę notkę i za każdego czytelnika, któremu choć trochę zmieni się dzięki niej patrzenie na świat.

Właśnie przeczytałem na fejsie, że znajomy miał ciężki dzień. Stłuczka, zgubione klucze i do tego psia pogoda… jak i za co być tu wdzięcznym. Heh… czasem dostajemy od życia tzw. „slap In the face” i zapominamy o pozytywach.

A jednak się da… parę lat temu (sześć, aby być konkretnym) miałem ciężką życiową sytuację.
 Pamiętam, że usiadłem na balkonie, zapaliłem seeshę i w pewnym momencie uświadomiłem sobie, „hej – nie jest tak źle”.

Wyjąłem kartkę i zacząłem spisywać to co w moim życiu jest dobrego. Od najbardziej podstawowych rzeczy.

- jestem zdrowy
- mam gdzie mieszkać
- mam pracę, która pozwala mi zarobić na bieżące (i nie tylko) potrzeby
- mam rodzinę (jaka jest  taka jest, ale która jest „normalna”)

Zapisałem tego całą kartkę A4 i wyszło, że te zapiski pokrywają większość (a z całą pewnością dwa podstawowe poziomy) „Piramidy potrzeb Maslowa”



Czyli jednak nie jest źle… w natłoku spraw i codziennym kołowrotku spraw zawodowych i osobistych czasami koncentrujemy się na tym czego pragniemy/pożądamy/potrzebujemy zapominając i niedoceniając tego co już jest nasze.
Daleki jestem od spoczywania na laurach i odpuszczania (inaczej ten blog nie miałby sensu). Oczywiste jest jednak, że w drodze w górę (jakkolwiek by ją rozumieć – edukacja, kariera, związki, rodzina, zdrowie etc) nie raz, nie dwa nie osiągniemy założonych celów, nie zrealizujemy swoich marzeń, ktoś nas zrani, my kogoś zranimy, zawiedziemy. Taki lajf.

Czasem życie chłoszcze i nie ma się siły iść dalej. To dobry moment aby przystanąć na chwilę i spojrzeć na sprawy z dystansu. Spisać sobie taką listę rzeczy, które są dobre i za które jest się wdzięcznym. Przypomnieć sobie swoje „problemy” z dawnych lat. Mnie kiedyś przerażała matura, pierwsza sesja na studiach, pierwsza rozmowa z szefem o podwyżkę… dziś – to mały pikuś – uśmiecham się na myśl o tych „problemach”. Teraz też mam oczywiście jakieś wyzwania ( „wyzwania” – nie „problemy” – to jak nazywamy rzeczy definiuje nasze nastawienie do nich) i na racjonalnym poziomie wiem, że za kilka lat będę się śmiał z tego co mnie teraz stresuje.

Wystarczy, że wyobrażę sobie siebie za te kilka lat w innej sytuacji życiowej i cofnę się w myślach do dnia dzisiejszego ;) Pewnie w psychologii jest na to jakieś mądre słowo ;)



Konkluzja ?

Nie zawsze idzie po naszej myśli (wow - ale odkrycie ;). Mimo całego pozytywnego nastawienia do życia i świata czasem siada motywacja. Tak było i będzie.

Trzeba się na to uzbroić w myśl zasady – „Si vis pacem, para bellum”.

W jaki sposób ? wtedy w 2006 roku nieświadomie zrobiłem coś, czego nauczyła mnie później pewna Pani Coach z którą miałem przyjemność pracować (pozdrowienia dla Gabrysi – i krótka przerwa na reklamę http://www.gabriela-gab.pl/).

Miałem za zadanie spisać na kartce listę swoich „sukcesów” – rzeczy, z których jestem zadowolony, dumny… jednym słowem – takich, dzięki którym dobrze się czuje. Podziałało – samoocena szybko się podniosła a wraz z nią moja motywacja. Taką listę prowadzę do dziś. Prawie każdego wieczora na koniec dnia siadam i zastanawiam się co było dobrego w danym dniu.

Rozwinąłem tę listę i mam dwie kategorie

1) Sukcesy - rzeczy które są moimi osiągnięciami. To, co sam osiągnąłem swoją pracą i działaniami. To może być dobrze przeprowadzone spotkanie z Klientem czy awans w pracy
2) Wdzięczność - tu pojawiają się rzeczy, na które nie mam wpływu lub bardzo mały wpływ - np. ostatnio byłem wdzięczny za to, że dopisała mi pogoda gdy postanowiłem się przejechać samochodem poza miasto... wdzięczny za to, że znalazłem 100 zł na ulicy czy przypadkiem spotkałem moją dawną partnerkę.



Pomyślisz być może Czytelniku – "tak, ale ja wiem z czego jestem zadowolony – po co miałbym pisać jakąś głupią listę?"

Gdy coś zapisujesz (najlepiej ręcznie – nie na komputerze) to angażujesz się w proces myślowy – pisząc jakiś wyraz – niejako go tworzysz i bardziej się z nim utożsamiasz. To co spisane jest lepiej zapamiętane. I łatwiej sięgnąć do tej spisanej listy dobrych rzeczy…

Lubię dobre cytaty, więc ten wpis zakończę cytatem z mojego jednego z ulubionych filmów „American Beauty”…

„I'd always heard your entire life flashes in front of your eyes the second before you die. First of all, that one second isn't a second at all. It stretches on forever, like an ocean of time. For me, it was lying on my back at Boy Scout Camp, watching falling stars. And yellow leaves from the maple trees that lined our street. Or my grandmother's hands, and the way her skin seemed like paper. And the first time I saw my cousin Tony's brand-new Firebird. And Janie... and Janie. And... Carolyn. I guess I could be pretty pissed off about what happened to me, but it's hard to stay mad when there's so much beauty in the world. Sometimes I feel like I'm seeing it all at once, and it's too much. My heart fills up like a balloon that's about to burst. And then I remember to relax, and stop trying to hold on to it. And then it flows through me like rain. And I can't feel anything but gratitude for every single moment of my stupid little life. You have no idea what I'm talking about, I'm sure. But don't worry, you will someday.”

http://www.youtube.com/watch?v=VGiI-MuTWf0

Lester zrozumiał to pod koniec swojego „głupiego małego życia” więc zastanów się … za co Ty jesteś dziś wdzięczny ?





niedziela, 21 października 2012

Moje pierwsze spotkanie z uważnością (Mindfulness)

Dzisiejszy dzień (2012.09.29) jest przełomowy … z wielu względów… m.in. dlatego, że to jest pierwsza moja notka na tym fanpage`u, który właśnie zaczyna ewoluować w stronę bloga. Dziś o uważności… Pierwszy raz przeczytałem o niej w książce Jacka Santorskiego „Dobre życie” (http://www.empik.com/dobre-zycie-santorski-jacek,prod58900465,ksiazka-p).

 Pamiętam jak moja Siostra poleciła mi ją przeczytać. Pamiętam jak siedziałem na jej miękkiej kanapie w mieszkaniu na Saskiej Kępie. Jak zapadałem się w oparcie tej kanapy i piłem sok z czarnej porzeczki. Otóż trochę czytałem o uważności. Starałem się być uważny. Kiedyś założyłem sobie, że będę medytował. Co dziennie po 60 sekund – koncentrował się tylko na oddechu.Po to aby doświadczyć chwili w pełni. Nie wyszło mi ani razu. Odpuściłem na trochę – potem udałem się na „Medytacje Aktywne” (http://medytacjeaktywne.pl/) prowadzone przez moich znajomych. Dwa, trzy razy byłem – jakoś nie zadziałało.

 Uważność / Mindfulness (za stroną http://uwazni.pl/pages/uwaznosc.php)

 To szczególny rodzaj uwagi - świadomej, nieosądzającej i skierowanej na bieżącą chwilę (J. Kabat-Zinn, 1990).

Uważność polega na rozwijaniu umiejętności pełnego skupiania uwagi na tym, co się dzieje tu i teraz, na tym czego teraz doświadczasz (na doznaniach, myślach i emocjach). Ćwiczenia uważności pomagają w odkryciu nawykowych wzorców myślenia, zachowania i odczuwania.

Żyjemy w świecie wielu bodźców. Sam mam 2 telefony komórkowe, sporo rzeczy na listach zadań, e-maile, facebooka a w przeglądarce przeważnie otwarte kilka zakładek. Od rana gdy tylko wstaje(my) – jesteśmy bombardowani niesamowitą, trudną do ogarnięcia rozumem i ciałem liczbą bodźców. Za dużo bodźców, których nie da się uporządkować w swojej głowie rodzi stres. W ciągu ostatnich tygodni doświadczyłem (i dalej doświadczam) niesamowitej ilości stresu.

Stresu który blokuje wiele rzeczy, emocji odczuć… Nie daje się cieszyć dobrymi chwilami. Jest gdzieś w nas. Przysiadł na barkach i przytłacza. Ostatnie kilkadziesiąt godzin były podobne – sporo się działo - złego i dobrego. Tak dużo, że w końcu coś "pękło" - system się przegrzał.

 Wracałem z grilla u znajomych. Otworzyłem dach w swoim samochodzie i ruszyłem do domu. W pewnym momencie zaczął padać deszcz. Przypomniałem sobie w tym momencie wykład Jacka Walkiewicza wygłoszony na wczorajszym „Festiwalu Inspiracji”. Wykład- to bardziej przemowa - „O ważności uważności”. Jacek Walkiewicz przytoczył anegdotę ludzi którzy wydają 5000 zł w trakcie weekendu w Zakopanem a potem denerwują się, że musza stać w korku na Zakopiance… w swoich samochodach za 250 000 zł. Fakt – ciężko czasem docenić to, co się ma – bo przejmujemy się bzdurą. Zapominamy jak nam jest dobrze (skoro stać kogoś na taki standard życia to przynajmniej w tej sferze życia jest co najmniej dobrze). Otóż gdy zobaczyłem pierwsze krople deszczu spadające na szybę odruchowo sięgnąłem do przycisku, który zamyka dach… Po chwili cofnąłem rękę … doświadczmy czegoś nowego. Lubię nowe rzeczy i nowe doznania. Całątrasę z Targówka na Ursus jechałem z otwartym dachem. Co poczułem ? Krople deszczu spływające po mojej twarzy. Krople wpadające mi do oczu. Zimno wody na moich dłoniach. Wiatr „we włosach”, widziałem uśmiechy ludzi którzy patrzyli na mnie gdy staliśmy na światłach (ciekawe czy gdyby mijała mnie policja to zaprosiłaby na badanie alkomatem kierowcę jadącego w sobotni deszczowy wieczór kabrioletem z otwartym dachem;). Cała drogę śmiałem się do siebie i śpiewałem do muzyki, która leciała właśnie z mojego ipoda. Wystawiałem ręcę do nieba i czułem pęd zimnego powietrza przelatującego przez moje palce. Przypomniał mi się cytat z jednej z moich ulubionych piosenek "We are the outstretched fingers That seize and hold the wind..."

I czułem jak cały mój stres uchodzi z mojego ciała. Ciała które mówi mi „jestem zmęczone”. Za mało śpię ostatnio, za dużo nerwów, za dużo aktywności. W tej chwili czuje mój obojczyk, który obiłem sobie dziś w trakcie strzelania na pikniku strzeleckim (odrzut od pocisku obił kolbą obojczyk). Gdy wjeżdżałem do garażu zatrzymałem się na chwilę, wyciągnąłem głowę w górę i poczułem zimne krople jesiennego deszczu spadające na moją śmiejącą się twarz. Pierwszy raz od dawien dawna mój „procesor w głowie” przestał być wielowątkowy i skupił się na przeżywaniu tej jednej konkretnej chwili. Nic innego nie było ważne w tym momencie.

 Dziwne i bardzo fajne uczucie… w tej chwili siedzę wygodnie na fotelu, trochę bolą mnie plecy od nocnych szaleństw imprezowych i porannego strzelania, czuje na ręce opaskę zegarka a na drugiej nowej, nierozciągniętej jeszcze opaski „Livestrong”. Czuje smak dobrej dwunastoletniej whisky na końcu mojego języka… i chłód i fakturę kostki lodu ze szlanki z whisky. Czuje chłod szklanki. i miękki skok klawiszy na mojej klawiaturze... plastikową fakturę klawiszy... i te "kreskowe" wybrzuszenia na literce "J" i "F" - zwróciliście kiedyś na nie uwagę ? Ja dopiero dziś uświadomiłem sobie ich obecność :)

 Tak… żyjemy w świecie planów tygodniowych, miesięcznych, kwartalnych, rocznych czy wieloletnich. Mój trener od zarządzania czasem (pozdrowienia Grzesiek ;) zainspirował mnie do stworzenia „Planu lotu”. Gdy dzieje się cokolwiek nowego w życiu od razu uruchamia się planowanie. Dziś po raz pierwszy doświadczyłem jak to jest zatrzymać się tu i teraz. I chłonąć chwile. Nie wybiegać za daleko w przyszłość. W ogóle nie wybiegać. Nie planować - nie myśleć - czuć.

Ot taka doskonała ilustracja – scena z „Dark Knight” – dialog Jokera i Harveya Denta (a właściwie już Two-Face`a)

„The Joker: [speaking to Two-Face] Do I really look like a guy with a plan? You know what I am? I’m a dog chasing cars. I wouldn’t know what to do with one if I caught it! You know, I just, do things. The mob has plans, the cops have plans, Gordon’s got plans. You know, they’re schemers. Schemers trying to control their worlds. I’m not a schemer.” 

 http://www.youtube.com/watch?v=Q9ElPLO9jZw&feature=related

 Pewnych rzeczy warto się uczyć nawet od Jokera… nigdy nie wiesz kto może być Twoim Nauczycielem… ale o Nauczycielu to temat na kolejną notkę… Obiecuje, że będą się pojawiały (choć pewnie nieregularnie). Dziś zaczęło się coś nowego. Jacek Walkiewicz powiedział wczoraj, że „Ludzie zmieniają się pod wpływem inspiracji lub desperacji”. Po co to „lub” … te dwie rzeczy czasem występują obok siebie – trzeba się tylko zatrzymać na chwilę … i doświadczyć w 100% każdej z nich.

365*1%

Okej ... to już mój trzeci albo i czwarty blog... drugi a obecnie aktywny... Po co ? Dla czegoś większego co mi chodzi po głowie ... pewien plan zaczyna się krystalizować. Od końca 2011 przyświeca mi pewna idea... ciągłej poprawy, pracy nad sobą... Szlifowanie diamentów to żmudny i długotrwały proces ... nie zrobisz diamentu w kilka chwil... Wymaga to dużego ciśnienia, temperatury i masy czasu ... odbywa się to bardzo po mału - tak samo jak zmiany w nas... Jakoś w trakcie mojej "kariery" w IT trafiłem na szkolenie prowadzone przez Dariusza Dumę... zapadła mi w głowę pewna myśl, której nie jestem w stanie zacytować dokładnie... główny sens był taki "nie chodzi o to aby stawać się lepszym o 10% czy 15% skokowo. Ważne aby codziennie być o 1% lepszym" 365*1% to nie 365% lecz 3741% !!! Ostatnie 2 lata mojego życia to intensywna praca nad sobą... moje noworoczne postanowienie to codziennie coś poprawiać, udoskonalać - po prostu stawać się lepszym człowiekiem... Od kwietnia jest FanPage na Facebooku a od dziś jest blog. Na FP będzie więcej treści - tutaj będą się pojawiały tylko moje artykuły - będę je pisał nieregularnie - w miarę tego co się dzieje w moim życiu i o czym mam potrzebę napisać. Chciałbym co tydzień, lecz na początek zacznę od 1 notki w miesiącu. Zapraszam do lektury