wtorek, 23 lipca 2013

Chwilunia ...

„That's why we seize the moment try to freeze it and own it, squeeze it and hold it Cause we consider these minutes golden And maybe they'll admit it when we're gone Just let our spirits live on”

Eminem -"Sing for the Moment" - http://www.youtube.com/watch?v=D4hAVemuQXY

Chwila, chwilunia, chwiluńka. To z nich składa się nasz każdy dzień, tydzień, miesiąc rok. Ostatnio mam z koleżanką z pracy takie dziwne przemyślenia, że z wiekiem dni mijają coraz szybciej. Piszę to ze swojej perspektywy – 30-letniego faceta o dosyć intensywnym trybie życia. W ciągu ostatnich dwóch lat przeżyłem chyba więcej niż przez poprzednie 28…albo tylko tak mi się wydaje, bo intensywniej to odczuwam. Jak byłem młodszy i patrzyłem na życie mojej siostry ciotecznej (starsza ode mnie o 11 lat) to uważałem, że 30-latkowie to już przeważnie poukładani ludzie z rodzinami, stabilną pracą i nudnym przewidywalnym życiem. Dziś jestem w  tym miejscu i zdecydowanie coś mi tu nie pasuje. Może obracam się w dziwnych kręgach, ale mało znam osób, których życie wygląda tak, jak wyobrażałem sobie 30-latków dekadę temu.

Mniejsza z tym. Pewna dziewczyna ze wschodu zwróciła mi ostatnio uwagę na pewien fakt. Patrzymy na świat z perspektywy „mam dopiero XX lat – mam jeszcze na to czas”. Halo ! Tu ziemia ! Masz XX lat, ale nie wiesz ile będziesz żył. Wedle danych GUS z 2012 roku Polacy żyją średnio 72,4 a Polki 80,9 lat. Statystycznie przeżyłem już 40% swojego czasu na ziemi. Zostało mi około 40 lat. A kto wie czy jutro się obudzę. Czy dojadę jutro szczęśliwie do pracy i wrócę z niej do domu? Lubimy zakładać, że będziemy żyli długo i szczęśliwie a wszystkie nieszczęścia nas ominą (sprzedawałem trochę ubezpieczeń na życie – wielu z moich niedoszłych Klientów ma przeświadczenie, że są nieśmiertelni:) 

Ta moja znajoma wychodzi z założenia – „zostało mi tylko 45 lat życia – muszę się nim nacieszyć teraz”.  Przyznam szczerze, że byłem trochę zdziwiony takim podejściem – pierwszy raz się z czymś takim spotkałem. Fajnie, bo się kobieta realizuje – spełnia swoje marzenia, realizuje pasje i dużo podróżuje.  Ja od pewnego momentu jestem takim „narkomanem życia”. Staram się z niego wycisnąć ile wlezie – tu i teraz. Te chwile, chwilunie – każdego dnia jest wiele świetnych. Uruchamiamy czasem naszego „automatycznego pilota” i zapominamy o tym jak to fajnie jest stać w korku do pracy. Jechać własnym autem do pracy. W kraju, gdzie co dziesiąty rodak nie ma pracy a samochód (zwłaszcza dobry  - a takimi raczej jeżdżą czytelnicy tego Bloga) kosztuje kilkanaście do kilkudziesięciu (o tych ponad 100 nie wspominam) tysięcy złotych.  Dla przypomnienia – średnia krajowa to ponad 3,500 zł. Średnia – nie mediana…

Ponoć Robert Korzeniowski spytany kiedyś o to, jak jest w stanie przejść 50km. Odpowiedział coś w stylu, że nie myśli o tym, że to jest 50 km. To po prostu 5, potem kolejne 5 i tak jeszcze kilka razy. Nie chce mi się teraz szukać konkretnego cytatu. Z jednej strony zapominamy czasem o fajnych chwilach w naszym życiu (niedoceniamy tych przepięknych 100 metrów naszej wędrówki) a z drugiej strony staramy się czasem wyobrazić sobie cała, pięćdziesięciokilometrową, trasę przed nami. Jeszcze parę lat temu miałem w głowie  taki plan na swoje życie – „roadmap”. Tu praca, tu żona, potem dziecko albo dwoje, domek, emeryturka etc. I gdy tak sobie o tym myślałem – to się bałem – „jak ja to wszystko ogarnę”.

Od pewnego czasu jestem jak wahadło – wychylam się na drugą stronę aby sprawdzić, w jakim położeniu czuje się komfortowo. Zamiast analizować, rozkładać wszystko na czynniki pierwsze i planować długoterminowo bawię się chwilą. Taki moment zatrzymania się, odepchnięcia wszystkiego od siebie co nas martwi i skoncentrowaniu się na tu i teraz. Wiesz drogi Czytelniku, jak fajnie jest być na koncercie swojej ulubionej kapeli, czuć w trzewiach dudnienie basu, w nosie zapach błota, potu i alkoholu a w uszach dźwięki ulubionych piosenek ? W takich momentach nie chcę myśleć o zaległych raportach czy problemach z ludźmi w moim życiu. To są takie momenty do „zamrożenia” i zapamiętania. Fajnie się czasem zatrzymać na moście i podziwiać zachód słońca nad wodą. Fajnie jest złapać  taką chwile i się nią nacieszyć, nie bacząc na konsekwencję. Ostatnio zatrzymałem się gdzieś na trasie aby podziwiać widoki. Teoretycznie mogłem mieć z tego niemiłe konsekwencję w postaci mandatu za postój w niedozwolonym miejscu. W danej chwili – nie miało to znaczenia. Skoro było dobrze, to po co się martwić konsekwencjami. W ciągu ostatnich kilku tygodni miałem wiele takich sytuacji gdy poddałem się chwili aby zobaczyć – co się stanie. Mój kolega ma taki tekst – „chodź do baru na kolejkę – zobaczmy co się stanie”. Często działa :)

Zauważyłem, że jak czasem odpuszczę zastanawianie się nad wszystkimi możliwymi scenariuszami rozwoju sytuacji i pozwolę sobie na popłynięcie razem z falą,  to wychodzi mi z tego bardzo fajny ślizg. Czasem oczywiście roztrzaskam się o skały i opiję słonej wody. A potem już tylko dwie opcje – „sink or swim”. Skoro jeszcze do Was piszę, to znaczy, że pływam :)

Ja oczywiście mógłbym jeszcze jakieś anegdotki przytoczyć lub kilka przykładów z życia mojego lub moich znajomych, ale aby Was nie zanudzać będę dążył do konkluzji.

Fajnie jest żyć chwilą. Złapać ją, i wycisnąć z niej ile się da. Z drugiej strony –„łapanie chwil” męczy i uzależnia. Ahh…ale ten zastrzyk adrenaliny i głos w głowie „co się za chwilę wydarzy” i to przyśpieszone bicie serca…
Z drugiej strony – komfortowo jest też wiedzieć dokąd się idzie i jaki ma się plan na siebie. Znaleźć odrobinę przyjemności w swojej codziennej rutynie. Nie pozwolić aby jakąś chwila przyjemności zrujnowała to, co mozolnie budujemy od lat.

Przecież nie mówiłem, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie. Cała trudność to wypośrodkować to „wahadło” w dobrym momencie. Wiedzieć, aby gdy dajemy ponieść się chwili, jakie mogą być tego konsekwencje. Zdawać sobie również sprawę z tego, że w codzienności jest masa chwil wartych zapamiętania i docenienia. Dziś miałem fajny dzień. Kolejny do kolekcji. Wiem, że nie wiem ile ich jeszcze przede mną. Dlatego biorę kieliszek z winem, odpalam dobrą płytę i idę podziwiać pełnię księżyca. Kiedy Ty ostatnio miałeś/miałaś chwilę na to, aby zrobić coś podobnego ?