czwartek, 11 czerwca 2015

Życiowy McDonald`s

Z czym kojarzy Ci się McDonalds drogi Czytelniku ?
Z clownem ? Z Cheeseburgerem za 2 zł? A może z tym, że znajdziesz tam ładnie wyglądające jedzenie (przynajmniej na zdjęciach), którym się szybko zapchasz... i za 2h znowu będziesz głodny. 

Niezależnie od skojarzeń, dziękuje mojej Muzie "Pani M." za inspirację to tego tekstu. Otóż M wiodła ostatnio intensywne życie. Ciągle wyjazdy, podróże, kursy, szkolenia i inne zajęcia. Dużo tego - bardzo dużo. Fajnie bo intensywnie. Ale cóż po takiej intensywności. Jeśli jedziesz autem na maksymalnych obrotach (i wskazówka obrotomierza jest ciągle na czerwonym polu) to masz bardzo duże szanse na uszkodzenie silnika. I nigdzie potem nie pojedziesz.  Otóż rozmawiałem sobie niedawno z M. i okazało się, że najbliższy wolny termin, gdy możemy iść na wspólny spacer, przypada na lipiec. Coś jest tu zdecydowanie nie tak. Wiodę (wiodłem) bardzo podobne życie. Budzę się rano i czuje, że od pierwszych minut dnia jestem już gdzieś spóźniony, z czymś komuś zalegam. To nie jest fajne uczucie. I prowadzę to życie na "fast forwardzie". W tracie naszej rozmowy z M. stworzyliśmy termin "życiowy McDonald". 

Żyjemy coraz szybciej, intensywniej. Przyswajamy wiele więcej informacji na dobę niż pokolenie naszych rodziców. Mam wrażenie, że nasz świat jest nieproporcjonalnie bardziej pojebany niż ich. Co z tego, że byłeś na fajnym wyjeździe w ciekawe miejsce, jeśli nie masz czasu usiąść spokojnie i PRZETRAWIĆ tych emocji i doświadczeń, które z niego przywiozłeś. Nie jesteś w końcu Japończykiem, który wszystko fotografuje i zwiedza Akropol przez pryzmat wyświetlacza LCD w swoim aparacie. Sam się złapałem na tym, że zaniedbałem ostatnio swój "układ trawienny". Doświadczałem dużo. Bardzo dużo. I zamiast coś spokojnie przetrawić, przyswoić to "zapychałem" to innymi doświadczeniami. 

Znasz ludzi, którzy kończą jeden związek i wskakują od razu w kolejny bez zastanowienia się co było niefajne a co było fajne w tym, który skończyli. Pewnie znasz. Zastanawiam się czy mają czas na refleksję.

Znasz ludzi, którzy jadą na wypasione wakacje i siedząc z mężem i dzieciakami na basenie ich kompanem jest Blackberry z migającym złowrogo czerwonym światełkiem? Ci sami ludzie 3 tygodnie po powrocie mówią "Kochanie - ależ było cudownie na Mauritiusie". 

A już na pewno znasz ludzi, którzy przechwalają się tym że zarabiają 10k+ i mają ponad 40 dni zaległego urlopu. Są tachy hardkorowi - zupełnie jak gimnazjaliści, którzy chwalą się, że na imprezie wypili 6 piw. Ale się nawalili. 

A wskazówka obrotomierza jest ciągle na czerwonym polu i temperatura oleju silnikowego jest coraz wyższa. Tylko wymiana silnika w aucie kosztuje kilka tysięcy złotych. Ale zawał serca czy poukładanie psychiki to już grubsza sprawa i kosztuje nie tylko pieniądze ale przede wszystkim czas i emocje. Twoje i Twoich bliskich. A pewne zmiany są nieodwracalne.

Ponoć ostatnio jest trendy "slow food". Wiem, że może być ciężko prowadzić "slow life". Ja bym nie potrafił (choć "never say never"). Zastanawiam się ile mi umknęło. Ile doświadczeń, emocji, sygnałów z mojego własnego ciała czy psychiki zignorowałem albo nie zauważyłem. Może wyciągnąłbym więcej wniosków z moich błędów albo bym ich nie popełnił.

Wnioski? Konkluzje? 

Pewnie wiesz, że jak będziesz się dzień w dzień stołował w fast foodach to przytyjesz, nabawisz się nadciśnienia i po prostu dostaniesz sraczki. Podobnie z innymi aspektami życia. Bez spokoju, zluzowania czasem będziesz prowadził "fast food life". Gorąco Cię czytelniku zachęcam do chwili refleksji każdego dnia. Do przetrawienia wszystkiego co się wydarzyło od momentu gdy otworzyłeś swoje oczy do momentu, w którym szykujesz się do snu. Ja mam na to prosty sposób (przyznaje - ostatnio go zaniedbałem). Prowadzę swój mini pamiętnik. W dwóch postaciach. Po pierwsze mój prywatny facebook to mój zapis emocji. Druga sprawa - codziennie robię sobie notatkę na podsumowanie dnia. Co się wydarzyło i jak się z tym czuje. Kilka zdań, do których czasem fajnie jest wrócić. Ale to temat na zupełnie już inną notatkę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz